top of page

Venachariada 2012 - Pike Hunters Team on Tour

W dniach od 8 do 10 października zaliczyliśmy wcześniej planowany wyjazd nad Loch Venachar. W pierwszy dzień nad wodą zjawiliśmy się

w trzyosobowym składzie – ja, Kuba, Grzesiek. Na początek wynajęliśmy łódź i postanowiliśmy spędzić dzień na spinningowaniu oraz dzięki sondzie wyszukać ciekawe miejsca na „położenie” trupków na które mieliśmy łowić w dalszej części wypadu. Pogoda jak na październik iście letnia. Słoneczko i praktycznie zero wiatru nie napawały optymizmem na złowienie rybek. W ciągu kilku godzin spędzonych na łodzi zaliczyliśmy parę „puknięć” – ujawniających się „potarganymi” gumami oraz jedną spinkę, której efektem było całkiem zniszczone kopyto.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pod wieczór zasiedliśmy na wcześniej wytypowanej miejscówce i rozpoczęliśmy rozbijanie obozu. Przygotowane zestawy wywieźliśmy pontonem na wysondowane miejsce. I rozpoczęło się oczekiwanie na… branie. Łowiący nieopodal nas wędkarze tuz przed godziną 19-ta wyjmują ładnego kaczora( 5,5 kg), który po zważeniu wraca do wody. To pozwala optymistycznie patrzeć na wieczorno-nocną zasiadkę.

Czas mijał nam na wędkarskich pogawędkach przy grillowanej kiełbasce. Koło godziny 23.30 ruszył się wiaterek i nadeszło gwałtowne ochłodzenie, które w nocy objawiło się lekkim przymrozkiem. Około 01:00 zwijamy się do namiotów na krótką drzemkę. Około piątej budzimy się i sprawdzamy co się dzieje z wędkami. Kuba na jednym ze swoich kijów zauważa że z kołowrotka „wyjechała” cała plecionka. Bez namysłu zacina i … plecionka puszcza na węźle. Jednak szybka akcja naprawcza pozwala odzyskać wiarę w powodzenie holu. Powoli Kuba odzyskuje stracone metry linki i walczy z rybą, która raz po raz odjeżdża to w prawo to w lewo. Po kilku minutach naszym oczom ukazuje się piękny szczupak, który gdy tylko zobaczył światła z latarek decyduje się na ostatni desperacki odjazd. Jednak wędkarz kontroluje wszystko

i wprowadza szczupaka do przygotowanego przez Grześka podbieraka.


 


No ryba wygląda imponująco. Jedyne pytanie brzmi: czy to metrówka? Pomiar wskazuje 98 cm. Tak niewiele zabrakło do stówy ale łowca zadowolony co nie miara bo to jego nowy rekord i ogromny progres wyniku z roku poprzedniego. Kilka pamiątkowych fotek i szczupły wraca do wody. Gratulacje dla Kuby. Powoli szykujemy się do śniadania, kiedy z letargu wyrywa nas dźwięk sygnalizatora. Kolejne branie u Kuby. Pach, szybkie zacięcie i walka się rozpoczyna. Tym razem szczupak bez większych emocji daje się podholować i podebrać.

Jest zdecydowanie mniejszy od pierwszego.
Kiedy zrobiło się już całkiem jasno następuje trzecie i jak się okazuje ostanie branie. Tym razem jednak szczupły to typowy jack pike. Po raz kolejny pokusił się na Kuby zestaw. Tuż po tym nad wodą zjawia się reszta ekipy czyli Marysia i Łukasz. Rozkładają swoje zestawy obok nas

i zaczynamy piknik. Pogoda na wypoczynek rewelacyjna jednak rybom nie pasuje. Przez cały dzień oraz następna noc nie dzieje się kompletnie nic. Całkowita cisza.


W środę rano decydujemy się na zwinięcie „trupów” i spróbowanie ponownie skusić szczupłe na spinning z łodzi. Jednak nic się nie dzieje

i około 15.00 kończymy ten „maraton”, pakujemy sprzęt i ruszamy w drogę powrotną do domu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 


Podsumowując. Kolejny udany wypad z nowym rekordem kolejnego Pike Huntera. Relax, wypoczynek i odskocznia od codzienności, a do tego te przepiękne widoki. Na pewno wrócimy tu nie raz.

Esox

bottom of page