top of page

Środowy wypad (powrót do gry)

Środowy wypad „Pike Hunters Team’u” zaplanowaliśmy kilka dni wcześniej. Z racji ograniczeń czasowych wybraliśmy się na nasze „Loch Secret”. Oprócz mnie w wypadzie uczestniczyli kurek i bubaleg, który załapał ostatnio wędkarskiego bakcyla. Ostatnie kilka tygodni nie przyniosło efektów w postaci większych ryb z tego łowiska. Było to spowodowane dość dużym rozrostem glonów i inwazją alg w tym łowisku.
Po przyjeździe nad wodę okazuje się, że deszczowa ostatnio pogoda spowodowała wzrost poziomu wody. Pierwsza wybrana przez nas miejscówka okazała się niezbyt trafiona. Wzmagający się czołowy wiatr i spływające w stronę brzegu glony nie wróżyły efektów. Po około pół godzinie postanawiamy zmienić miejscówkę. Ja i bubaleg bierzemy kije w dłonie i maszerujemy pieszo, a kurek z resztą sprzętu przemieszcza się samochodem. Po około 10 minutach wznawiamy połowy. Ja po ustawieniu zestawów z ‘martwą rybką” postanawiam obrzucać miejscówkę spinningiem. Jednak po kilku próbach rezygnuję z tego zajęcia. Koledzy rozbili się na kolejnym stanowisku. Kurek ustawił zestaw z „trupkiem”, a bubaleg próbował szczęścia ze spinningiem.

 

Po około pół godzinie na zestawie gruntowym notuję branie.

Jednak szczupak po krótkim odjeździe odpuszcza, a ja wyciągam

same glony. Szybkie sprawdzenie przynęty, na której widać

ewidentne ślady szczupaczych zębów. Pozostaje niedosyt.

Ale i tak bywa. Kolejne pół godziny mija bez emocji. Około 10.00

postanawiam użyć atraktora o smaku i zapachu krwi.

Wyciągam zestawy i smaruję „trupki” tym specyfikiem i zarzucam

jak najdalej od brzegu. Nie mija piętnaście minut i zestaw

ze spławikiem znika. Chwila oczekiwania i zacięcie. Jest, czuję

silnego przeciwnika. Odjazd i czuję …luz. Spiął się.

 

Jednka w tym samym momencie następuje branie na gruntowym zestawie. Zacięcie i zaczyna się walka. Czuję rybkę na końcu, ale też widać, że na plecionce jest masa glonów. Po około pięciu minutach wyjmuję przyzwoitego szczupaka. Przy okazji okazuje się, że zapomnieliśmy podbieraka. Więc trzeba było sprawnie podebrać rybkę pod skrzela. Kilka fotek, buziak i powrót do wody. W końcu szczęście się do mnie uśmiechnęło.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zakładam kolejne „trupki”, smaruję je atraktorem i umieszczam jak najdalej od brzegu. Mija trochę czasu i powoli szykujemy się do powrotu. Zaczynam się pakować i odruchowo odwracam się, aby sprawdzić wędki i ku mojemu zdziwieniu nie widzę spławika. Chwytam wędkę naprężam plecionkę i teraz widzę, że szczupak „maszeruje” równolegle do brzegu. Nie czekam dłużej, zacinam. Rybka zaczyna swoje harce

i na domiar złego wplątuje się w drugi zestaw.

 


 

Po około pięciu minutach udaje się podebrać szczupaka chwytem pod skrzela.

No ten jest jeszcze większy od poprzedniego. Znowu kilka kolejnych fotek, buziak i powrót do wody.

Szczupak macha ogonem i odpływa bardzo szybko. Po tych emocjach składamy sprzęt i kończymy dzisiejszą sesję.


 

​Szkoda, że koledzy nie mieli tyle szczęścia i schodzili z wody o kiju. Ale następnym razem będzie lepiej. Tego wam życzę.
Reasumując. Miejmy nadzieję, że jest to początek niezwykle udanej drugiej części sezonu, która obfitować będzie wiele niezapomnianych

i emocjonujących wędkarskich chwil.
Bardzo serdecznie chcę podziękować kolegom, którzy towarzyszyli mi podczas tej wyprawy. Bez nich ten artykuł by mnie powstał.

Wiadomo jak drużyna to drużyna. Kurek dzielnie pomagał przy podbieraniu, a bubaleg pstrykał fotki. Jeszcze raz: „Dzięki chłopaki”


Esox

bottom of page