top of page

Nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło...

Na 9 października ja i kurek mieliśmy zaplanowaną morską wyprawę na połów dorszy i makreli z kutra. Ostatnie kilka dni starannie przygotowywaliśmy się do tego wypadu. W niedzielę rano wszystko było „dopięte na ostatni guzik”. Niestety na kilka godzin przed planowanym rejsem dostajemy informacje, że z powodu problemów technicznych łajby szyper odwołał eskapadę.
Konsternacja. Co robić? Przecież nie będziemy siedzieć w domu jak zaplanowane było wędkarskie popołudnie. Szybka „burza mózgów” i już w głowie mamy ułożony plan.
Najpierw „lecimy” do marketu po świeże makrelki na przynętę, a później pakujemy sprzęt i w drogę na nasze jeziorko w wiadomym celu: na esoxy. To popołudnie mamy zamiar poświęcić na „wysondowanie” miejscówek, które powinny kryć duże szczupaki.
Mimo dość silnie wiejącego wiatru decydujemy się na rozłożenie pontonu. Po około pół godzinie jesteśmy na wodzie. Kierujemy się na wcześniej upatrzoną miejscówkę gdzie mamy zamiar „zainstalować” nasze zestawy z martwymi rybkami.
Po ich rozstawieniu, ja pływam i szukam sondą interesujących miejscówek, które obrzucam spinningiem. Kurek zaopatrzony w wodery spinninguje i zostaje na straży przy „trupkach”.

 

 


 


 


Po niespełna godzinie kurek wyraźnym gestem ręką informuje mnie, że jest odjazd na „martwej rybce”. Walczę z silnymi falami, które biją o ponton. Po kilku chwilach jestem przy kiju i zacinam esoxa. Jest, czuję przyjemny opór na końcu wędki. Zaczyna się walka. Szczupak nie daje za wygraną i raz po raz chowa się w glonach. Jednak po kilku chwilach poddaje się i mój współtowarzysz podbiera esoxa chwytem pod skrzela. No, no piękna ryba. Nie mamy metra ale mierząc go „ na palce” dajemy mu +85cm. Świetnie. Krótka sesja foto i pajk wraca do wody.



A my jeszcze chwilę kręcimy się na środku jeziorka po czym postanawiamy spłynąć do brzegu i resztę dnia spędzić na stacjonarnej zasiadce. Warunki dość ciężkie. Silny czołowy wiatr skutecznie uniemożliwia dalekie wyrzuty „trupków”. Dobrze, że Łukasz ma wodery i może nadrobić kilka metrów, wchodząc do wody przy każdej próbie rzutu.

Czas nam mija na rozmowach „o wszystkim i o niczym”. Około 17.15 postanawiam sprawdzić wędkę, która była ulokowana kilka metrów od nas na drugiej miejscówce.
Spostrzegam, że z kołowrotka bardzo powoli schodzi plecionka. Zastanawiam się czy to wiatr czy może jednak ryba? Podnoszę wędkę z podpórek i w tym momencie następuje odjazd. A jednak ryba. Nie zastanawiając się długo zacinam i po raz drugi tego dnia toczę pojedynek z esoxem. Kilka ładnych odjazdów i efektownych świec i daje się wprowadzić do podbieraka, którym operuje kurek. No też całkiem ładna sztuka. Taka 80-tka. Miłe zakończenie niedzielnego dnia.

Po tej rybce nic więcej się nie dzieje, a my około 18.30 zwijamy „mandżur” i ruszamy w drogę powrotną. Podsumowując. Kolejny udany wypad nie tylko pod względem rybek ale również z racji namierzenia kilku ciekawych miejsc, w które wrócimy jak pozwolą na to warunki pogodowe. (mniejszy wiatr). Podziękowania dla Łukasza, którego pomoc (po raz kolejny) okazała się niezbędna. Dzięki kurek.


Esox

bottom of page