top of page

Grudniowe łowy

Prawie dwa tygodnie upłynęły od naszego ostatniego (nieudanego, gdyż jezioro było prawie w całości zamarznięte) wyjazdu. Święta się skończyły. W niedziele Esox wysłał mi wiadomość o treści: wtorek STOP pogoda STOP ryby STOP jedziesz? STOP. Hmm, od ponad miesiąca nie byłem na prawdziwym wędkowaniu. Pogoda zapowiadała się dobrze, lekki wiatr, temperatura dodatnia. Cóż, długo się nie zastanawiałem. Jadę.

Wtorek rano, godzina 7:10 wyjeżdżamy. Na dworze jeszcze ciemno, wschód słonca dopiero po 8. W miarę jak zbliżamy się do łowiska temperatura spada, jest już -1. Obawy rosną, czy znów zastaniemy jezioro pokryte warstwą lodu. Ostatni zakręt, widzimy tylko lustro wody, idealne, niczym nie zmącone. Czy to oznacza lód? Wysiadamy z auta, Esox już jest na brzegu, kilka kontrolnych rzutów kamieniem i słyszę: "jest dobrze, szykujemy sprzęt". Ponton pompuje się kilkanaście minut, zaczyna się robić jaśniej. Wędki gotowe, czas zaczynać. Pogoda jest idealna, kilka stopni i zupełna cisza.



​Płyniemy na pierwszą miejscówkę. Co na początek?

Spróbujmy sprawdzone blachy.


Kilka rzutów i nic, zmieniamy na woblery, potem na gumy itd. Przez dłuższy czas stoimy w jednym miejscu i testujemy cały wachlarz przynęt - bez rezultatu, jeżeli nie liczyć jakiegoś delikatnego bicia u Esox'a.

Czas chyba zmienić miejsce i wybrać się na głębszą wodę. Płyniemy

w kierunku wyspy gdzie głębokość sięga około 6 metrów. Tutaj też nic się

nie dzieje, spływamy więc w stronę brzegu. Może tutaj się pochowały,

jest w miarę ciepło i słonecznie więc warto spróbować. Po kilku rzutach

zauważam szczupłego, który goni moją blaszkę. Niezbyt duży ale zawsze coś,

niestety odpuścił. Po chwili słyszę Esox'a: jest! Niecierpliwie czekam aż się

pokaże, pierwszy tego dnia. Niestety to tylko jack pike, mały pistolecik. Esox żartuje: "to mój rekord na tym łowisku, oczywiście najmniejszy". Żarty żartami ale przynajmniej widać że coś żeruje.


 

                                                                                    Płyniemy dalej wzdłuż brzegu, kilka razy coś próbuje niemrawo atakować, bez

                                                                                    rezultatu. Czas mija nieubłaganie więc Esox postanawia żeby spróbować na

                                                                                    koniec "pewniaka", miejscówki na której zawsze coś się działo. Podpływamy,

                                                                                    zakładam blaszkę Mepps'a, rzucam i bardzo pomału zwijam. Szczupaki są chyba

                                                                                    dzisiaj jakieś ospałe więc może na wolno pracującą blaszkę jakiś się zaczepi.




Po kilku rzutach czuję coś na kiju, zacięcie i jest. Na początku nawet

żwawo się rusza, mój zestaw jest dosyć lekki i używam żyłki więc wszystko

czuć doskonale. Szczupły nurkuje, chowa się pod ponton, po chwili

wypływa i poddaje się. Esox podbiera, fotka, buziak i do wody.

Wreszcie coś się zaczęło, nie jest to może okaz ale cieszy niezmiernie, zwłaszcza po tak długiej przewie.


 


Kolejny rzut, potem następny i znów coś czuję na wędzisku. Zacięcie i kolejny zębacz ląduje w podbieraku. Był na tyle lekko zacięty że sam się wypiął. Fotka i bezpiecznie wraca do wody.



Po kilku minutach Esox radośnie informuje że też coś ma,

kij się ugina, hamulec pracuje. Jest dobrze. Niestety ryba spina

się w pobliżu pontonu. Czasu zostało niewiele. Jeszcze tylko

kilka rzutów. Jednak Esox jak zwykle ma szczęście, który to już

raz rzutem na taśmę łapie rybę w ostatniej chwili. Sam byłem

świadkiem już kilku takich przypadków. Tym razem bez

przeszkód rybka ląduje w jego ramionach, pamiątkowa

fotografia i już po chwili szczupal znów cieszy się wolnością.

 

 



                                                                                                     Wypad więc się udał, na początku było słabo ale na koniec już dużo

                                                                                                     lepiej. Wyrwaliśmy się nad wodę, odetchnęliśmy po świętach, pogoda

                                                                                                     dopisała - jednym słowem idealnie. Tego mi było trzeba. Dzięki Esox.

 

 

 

 

 

                                                                                Bubaleg

 

bottom of page